środa, 10 lutego 2016

Rozdział 30

Rozdział 30

Przeglądałam ostatnio swoje rozdziały i natrafiłam w rozdziale 23, że obiecałam, że następny rozdział będzie zadedykowany Julii Kalinowskiej, niestety zapomniałam i chce się zrehabilitować, mam nadzieję, że nadal czytasz i nie sprawiłam ci dużej przykrości, przepraszam, więc teraz...
Dedyk dla Julii Kalinowskiej:**

Życie? Raczej wyboista droga donikąd

    Szczerze? Nie liczyła na to, że się pojawi. Czułam się okropnie, z tym jak go potraktowałam, kiedy on chciał mnie chronić. Na swój pokręcony sposób, ale chciał. Jest moim ojcem, kimś kto zawsze mnie wspierał, gdy byłam dzieckiem, był moim prawdziwy bohaterem. Czułam się z nim naprawdę bezpiecznie, aż zapomniałam jakie to uczucie. Tak dawno to uczucie było bliskie, podczas gdy teraz, przyzwyczaiłam się do straty. brak emocji, uczuć. To było coś do czego dążyłam. Tylko nieliczni poznawali prawdziwą mnie, słabą i nieśmiałą. W końcu jak długo można udawać kogoś innego? Silniejszą wersje siebie. To kosztuje. Niszczy od środka. Raz, czujesz, jak wszystko po tobie spływa, myślisz, że nie ma rzeczy niemożliwych, że przetrwasz, mimo wszystko. Obiecujesz sobie trzymać serce w ryzach, widzisz oczami wyobraźni mur, otaczający twoje serce, mięśnie się rozluźniają, ale mimo wszystko są napięte. Natomiast, utrzymanie takiej pozy wymaga wiele wysiłków, są to wręcz niedostrzegalne elementy, które często nam umykają, ale jednocześnie są kluczem do całej układanki.
  
     Słyszałam o sobie wiele epitetów, zimna, suka, bezuczuciowa, zdzira, niebezpieczna, gangsterka, nie przejmująca się niczym i nikim. Schlebiało mi to. Pokazywało jak łatwo jest oszukać innych, manipulować. Kłamstwo może stać się bombą, o czasie wybuchu decydujesz ty.
   
    No cóż mogę powiedzieć, nauczyłam się wynagradzać ból, bólem. Chociaż, nie przeżyłam tego sama. Ja się poddałam, nie byłam wystarczająco silna, brakowało mi siły, odwagi, a patrząc w przyszłość widziałam ciemność. Cięcie się było moją odskocznią, patrząc na krew, która spływała po moich nadgarstkach, nogach uspokajałam się, skupiałam się na tej chwili, która jest teraz, to było moją jedyną szansą by choć na chwili uwolnić się od mroku, który zadomowił się w moim życiu. Może i jest to głupie, słabe i nie wiem co jeszcze, ale było warto. To był mój przycisk stop, który działał na moją korzyć. Chwila  bez lęku, bez ciągłego poczucia beznadziei, bez łez, bólu i uczuciu osamotnienia, które towarzyszyło mi przez dłuższą część życia, była chwilą ulgi.
   
    We wszystkich filmach, opowiadaniach czy książkach główna bohaterka ma swoją garstkę znajomych, którzy są dla niej wszystkim, powstrzymują ją przed przysłowiowym "upadkiem", no ale ja tego nie miałam. Jednak, mój stan psychiczny doprowadził mnie właśnie do mich przyjaciół. Prawdziwych, nie na pokaz. Którzy mnie akceptowali taką, jaką jestem. Pomagali mi we wszystkim, zawsze byli gotowi wysłuchać moich problemów, nie ważne czy było to coś wielkiego, małego, czy coś co ich zrani. Byli zawsze dla mnie ostoją, wysłuchali i nie zamykali tematu od razu słowami, "nie myśl o tym", "zapomnij" czy "przestań, bo mnie wprowadzasz w stan depresyjny". Dochodzili do źródła problemu ii starali się zmienić mój punkt widzenia, chcieli wiedzieć co wywołało daną reakcję by w razie wypadku ją powstrzymać.
    Są dla mnie wszystkim. Chłopcy zawsze powtarzali: "nikt, nie jest wart twych łez, a ten kto jest ich wart, nigdy nie doprowadzi cię do płaczu".  Myślałam, że to jest jakiś żart, bo przecież są kłótnie itp. i to jest nieuniknione, a jednak się myliłam.  Płakałam przy nich, ale jeszcze nigdy nie z ich powodu, chyba, że ze śmiechu. To że, los mi ich dał jest zapłatą za wszystko co przeżyłam. Losie, jesteśmy kwita.
    Ale nie można tylko brać, zawsze myślałam, że jestem im coś winna, nie mogłam się tego pozbyć, choć chłopcy zaklinali, że moja obecność jest dla nich wystarczającą nagrodą. Ale teraz mam szanse pokazać komuś wiernemu memu sercu, że nie tylko on musi mi coś udowadniać.
    - Sophie?
    Odwróciłam się, przede mną stał mój ojciec. Jak zawsze dumny, wysoki i elegancki, nawet w zwykłych dżinsach i szarej koszuli w serek. Można by powiedzieć, że uchodzi za "tego złego" gdyby nie uśmiech i to szczere spojrzenie. Łudziłam się, że spotkałam się z nim jedynie w interesie Rossa, ale jego wzrok i czuły uśmiech uświadomiły mi, że chciałam jeszcze raz go posłuchać, teraz gdy Ni jest bezpieczny, mogę to zrobić na spokojnie, nie rozpraszając się.
    - Cześć tato, nie byłam pewna czy przyjdziesz.- przyznałam nieśmiało gdy razem usiedliśmy.
    - Kochanie, pamiętaj, ze jesteś dla mnie najważniejsza, cokolwiek byś zrobiła, to nigdy nie zmieni moich uczuć. Już raz cię zawiodłem, nie mam zamiaru tego powtarzać.
    - Nie wiem co myśleć. Mama mówiła, że ...
    - Twoja matka była podstępną intrygantką, która wyłączała uczucia, o ile kiedyś je miała.- westchnął - Nie wiem, co w naszym małżeństwie było na pokaz, a co prawdą- złapałam jego dłoń i posłałam mu ciepły uśmiech, miałam nadzieję, że może doda mu to otuchy, mi dodało. - Chce tylko byś wiedziała, że nie jestem taki jak twoja matka.
    Widziałam w jego oczach ile go kosztowało, w ogóle wypowiedzenie takich słów na głos, w końcu wydawało mu się, ze porównuje go do kobiety, która zmarnowała mi życie dla zabawy i chciała zabić tatę. Nie chciałam by tak pomyślał, chciałam zaprzeczyć, ale nie dopuścił mnie do głosu.
    - Twoja matka, oczekiwała od ciebie posłuszeństwa i perfekcji, ja pragnąłem jedynie uśmiechu. Zawsze potrafiłem wiedzieć co czujesz, twoje oczy były odpowiedzią dla mnie na każde pytanie o twoje uczucia. Twój uśmiech, potrafił wyprowadzić nie jednego z dołka, a łzy... Boże, gdybyś wiedziała co czuje patrząc na twoje łzy. To okropne uczucie dla rodzica, widzieć swe dziecko, które płacze,  tym bardziej gdy płacze przez coś na co nie masz wpływu i nie wiesz jak te łzy przepędzić. Twoje emocje byłe wybuchowe, łagodne, nagłe, zmieniały się jak w kalejdoskopie, a jednak były piękne, każda twa emocja była skarbem, gdyż każdy uśmiech, każda łza przybliżała cię do osoby, którą jesteś teraz, to kreowało twój charakter, który jest kluczową cząstką  każdego z nas. Ale teraz, patrzę na ciebie i nie wiem co czujesz. Nauczyłaś się wyłączać uczucia, przepraszam, nigdy nie chciałem by do tego doszło. Nigdy nie chciałem pozwolić by życie wyłączało w tobie tak piękny dar, ani nie dawało powodów byś je wyłączała.
    - Tato, to nie twoja wina, po prostu ...tak wyszło, proszę nie drążmy tego.- temat uczuć, jest tematem, którego nigdy nie lubiłam poruszać, nawet jeśli sprawiło mu to przykrość, po prostu nie mogę.
    - No dobrze, heh, nie chce byś czuła się ze mną nieswojo. Chciałaś ze mną jeszcze o czymś porozmawiać? Bo wydaje mi się, że nie przyszłaś tylko z powodu pogadania ze staruszkiem.- dobry jest.
    - Masz rację, chodzi o Rossa.
    - Tego blondyna i resztę chłopców? Mów czego potrzebujesz, jestem ich dłużnikiem, uratowali cię- powiedział już trochę ciszej. Podejrzane. Wyczuwam drugie dno.
    - O co chodzi?
    - Aj, najpierw ty powiedz. - Postanowiłam, że nie będę się rozpraszać i jak powiem o Rossie, dojdziemy o co chodziło.
    - Więc... Masz władzę, pieniądze, dojścia, potrzebuje pomocy by sprawdzić rodzinę Rossa. A właściwie jego siostrę.
    - Kontynuuj- powiedział z myślicielską miną i podrapał się w brodę. Zawsze tak robił gdy się skupiał. Jednak nawyki się nie zmieniają.
    - Ross wyniósł się od rodziców, nie tylko dlatego, że mieli go w dupie. Wyniósł się bo się bał. Jego rodzice, również są na potężnych stanowiskach, mają władzę, pieniądze i nie lubią gdy coś ich rozprasza. Ross, któregoś dnia gdy wrócił ze szkoły, znalazł siostrę martwą, w swoim pokoju z poderżniętymi żyłami, strasznie to nim wstrząsnęło, ale jego rodzice nic, kompletnie. Ross myśli, że by tego nie zrobiła, byli bardzo zżyci, nigdy nie rozmawiali na temat śmierci, a nawet jeśli, to nawet nie zostawiła listu, Mimo, ze była młodsza od Rossa, nie robiła nic bez niego, za jego plecami i jest pewien, że zostawiłaby chociaż list. Ross myśli, że...
    - To jego rodzice ją zabili i zatuszowali to, jakby to miało być samobójstwo.- Dokończył ojciec. Przytaknęłam.
    - Dokładnie, chyba tylko ja to wiem.- Ross mi to powiedział, bo twierdził, że przypominam mu Rydel *. Mówił, ze jesteśmy bardzo podobne i nie chciał przeżywać po raz kolejny straty. Tak naprawdę, od tej historii, już nie myślałam o samobójstwie. Ross ma nawet za żebrach wytatuowane jej imię. Stwierdził, że była zbyt niesamowita, by kiedyś o niej zapomnieć.- Ross zasługuje na szczęście, a Rydel , zasługuje na spokój. Chce By Ross wiedział, czy jego podejrzenia są słuszne.- chce jeszcze jakoś w ten sposób, podziękować Rydel, w końcu to dzięki niej jeszcze tu jestem. 
    - Dobrze, nie ma sprawy dowiem się tego.
    Wstawał już, ale przytrzymałam jego rękę i go powstrzymałam. Wiedział o co mi chodzi, chciałam wiedzieć, o co chodzi z tym, że chłopcy mnie uratowali, w końcu nie wiedział o mojej próbie samobójczej. Nie robiłby z tego w końcu takiej tajemnicy, prawda?
***
*rozmowa telefoniczna*
    - Halo?
    - Louis?- wychlipiałam.
    - Sophie? Ty płaczesz? Co się stało?
 
    - Proszę cię przyjedź po mnie. Chłopaki nie odbierają, nie wiem do kogo mogę się zwrócić. Potrzebuje cię.
    - Jasne, już jadę, podaj tylko adres.
 ***
Gdybym wiedziała, do czego to doprowadzi...
 ***
    Droga minęła nam w ciszy, jeśli liczy się w to pytania Lou co się stało i mój płacz.
Gdy dotarliśmy do domu, nie miałam nawet siły wstać, Louis wziął mnie na ręce i postawił w salonie. Nie kontaktowałam wtedy, byłam zbyt wstrząśnięta, tym co powiedział mi ojciec. Nawet się nie zorientowałam, kiedy chłopak zdjął mój żakiet, czułam się niezręcznie, tak przed nim stać. Gdyż bez żakietu, nie byłam zbyt dobrze okryta. Biorąc pod uwagę mój crop top, z dość pokaźnym, ponętnym wcięciem w piersiach, bez ramiączek i podarte jeansy.
    - To może ja się przebiorę.- wydukałam niezręcznie, kiedy się odwróciłam i chciałam odejść, Louis stanowczo mnie do siebie przyciągnął. Nie podoba mi się ten obrót spraw.
    - Gdzie uciekasz?- wymruczał przygryzając jego płatek- Jesteś taka seksowna. - schodził pocałunkami na szyję. Nie podobało mi się to.
    - Przestań.- chciałam go odepchnąć, ale nie miałam wystarczająco dużo siły, bo on ani drgnął.
    - Od kiedy się z ciebie zrobiła taka cnotka. Tylko się zabawimy.
    Louis mnie pocałował, a ja poczułam jak zaczyna się o mnie ocierać swoją męskością, która niebezpiecznie szybko rosła.
    - Louis, nie!
    - Dlaczego?!- również zaczął krzyczeć.
    - Ja kocham Nialla.
    - No i? To ci nie przeszkadzało pieprzyć się z bandą napalonych facetów.- nie wierze, że to powiedział.
    - Louis! Ja zostałam zgwałcona.
    - A tam zgwałcona. Jeden seks w te czy wewte. Co ci zależy? W końcu każdy kończy się tak samo. Spełnieniem obu stron.
    - Chyba cię pogięło.- znowu chciałam odejść, ale znowu mi na to nie pozwolił.
    - Oj Soph, jestem lepszy od Nialla- Zbliżył się do mnie i wyszeptał mi od ucha- Oj no dawaj. Obiecuję, że będzie przyjemnie. Ty. Ja. i mój kutas poruszający się w tobie bez przerwy.
    - Zwariowałeś! I co jeszcze?! (mam nadzieję, że wiecie iż to sarkazm XD)
    - Napcham w ciebie tyle słodkiego mleczka, że aż ci pocieknie uszami.
    - Popierdoliło cię?!- naprawdę mu odpierdala.
    - Oj nawet nie wiesz, jakie to będzie pierdolenie.- posmyrał mnie po ramieniu.
    - Nie zbliżaj się do mnie! Nikt ci na to nie pozwoli.
    - Cóż i tu masz rację. Jednak mam dla ciebie podniecające wieści. Chłopców nie ma. Jesteśmy sami. W tym wielkim domu. Dźwiękoszczelnym domu.
 
 
* Ross ma naprawdę siostrę Rydel, starszą o 2 lata, tyle, ze u mnie jest ona właśnie o te 2 lata młodsza, i nie ma więcej rodzeństwa:)
O rany, to chyba mój najgorszy rozdział. Przepraszam  za nieobecność, ale nie miałam czasu i nie miałam dostępu za bardzo do netu wiec, rozdział dopiero teraz. Piszcie, co myślicie
10 kom = next
Czekam też na pytania do bohaterów:*


10 komentarzy:

  1. O co chodzi z jej ojcem i louisem ? Czy ojciec jest zły chłopcy są wynajęci przez niego ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo za kreatywność! Nawet ja bym na to nie wpadła, gdy rozmawiała z ojcem, nie chodziło mi o 1D, chodziło mi o Rossa, Austina, Billego i Endiego. Między jej ojcem, a 1D nie ma powiązania. A jej ekipa, nie jest przez nikogo wynajęta, są szczerymi, prawdziwymi przyjaciółmi,:)
      PS: Na początku nie chciałam zdradzać tajemnicy, ale nie chciałam byście znienawidzili ukochanych przyjaciół Soph. Czyny i uczucia chłopaków do Soph, są w 1000% szczere:)

      Usuń
    2. Dzienki za odpowiedź

      Usuń
  2. a no i oczywiście czekam na nastepny rozdział niecierpliwiee :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Plis daj następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Żyjesz jeszcze ? Wciąż czekam proszę dodaj następny rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzisz Olu ktoś czeka zniecierpliwiony na następny rozdział. Popieram tą osobę w 100 %.

    OdpowiedzUsuń