piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 5


Rozdział 5

Urodziny

Z dedykacją dla Vanesy Zielonki, dziękuje ci kochanie, że nadal czytasz J <3

   - Sto lat, sto lat, nie żyje, żyje nam!!!!!!!!!!
   Od razu poderwałam się do pozycji siedzącej i oczywiście niezdarna ja musiałam spaść z łóżka i glebnąć o ziemię. Jak można tak fałszować?? Bóg mógł przynajmniej wynagrodzić tym debilom straty na umyśle dobrym słuchem, ale nieee, im słoń na ucho nadepnął.
   - Na litość boską, możecie sobie darować? Nie dość, że wczoraj późno wróciliśmy i pół nocy spać nie daliście to jeszcze mnie z rana katujecie?- głowa mi pulsowała i myślałam, że zejdę im tutaj.
    Wczoraj by uczcić powodzenie wyścigu poszliśmy coś wypić Ross i Austin wznosili trzy toasty, a Endi i Billy cztery, po tym urwał mi się film. Byłam w swoich ciuchach, znając życie chłopaki mnie przynieśli. O tyle dobrze, że mieszkamy razem.  Ross tak jak ja, ma rodziców, którzy mają go w dupie, a reszta się po prostu wyprowadziła, w końcu mają po 18 lat. Chłopcy mieszkali razem, a rok temu, po akcji w lesie wprowadziłam się i ja. Dzięki wyścigom mieszkamy w pięknym dużym domu w bogatej okolicy. Mój pokuj jest zajebisty, przez giga z.

   Trudno uwierzyć, że dekorowali go chłopcy.
   - Sto laaaaaaaaaat!!!!!!!!!!!- zawyli znowu chłopcy, zakłócając moje myśli.
   - Mordy w kubeł bo wam łby powystrzelam.- zapewniłam.
    - Hah, ciekawe jak.- oj Bily, oto to się nie martw.
   Wstałam z tej podłogi i wróciłam do łóżka, bo byłam zdyt leniwa by uczynić to wcześniej. Wyciągnęłam spod poduszki gnata. Miny chłopców były bezcenne, jedyny Ross się śmiał, ale to normalne.
   - Dobra haha, zbierajmy się. Soph idź się ogarnąć i zejdź na śniadanie. E, chodźcie debile bo jak ją wkurwicie, to ja was z ziemi zbierać nie będę.- oznajmił z poważną miną, ale ja wiedziałam, że stara się nie śmiać, czym mnie upewnił puszczając do mnie oczko.- Ah Sophie na stoliku masz wodę i tabletki przeciwbólowe.- dodał na odchodne i opuścił moje królestwo.
   Gdy zostałam sama podeszłam do stoliczka i łyknęłam tabletki, potem podreptałam do szafy, trzeba by się w końcu ubrać. Wyciągnęłam czarną koronkową bieliznę i białą koszulkę w serek Rossa, którą mu zawinęłam.

   Udałam się do mojej łazienki i stwierdziłam, że wezmę prysznic. Chciałabym gorącą kąpiel, ale Ross mówił coś o śniadaniu, a znając ich to mi wszystko zeżrą.
   Weszłam do kabiny i odkręciłam wodę. Uwielbiałam gdy woda chłodzi moje rozgrzane ciało. Szczerze pod prysznicem mam najlepsze pomysły i wprost koooocham pod nim siedzieć. Wylałam sobie na głowę szampon i wysmarowałam swoje ciało malinowym żelem, po czym je spłukałam. Gdy wyszłam otuliłam swe ciało milusim ręcznikiem i zaczęłam suszyć swoje włosy, które sięgały do mostka. Lekko je zakręciłam, bo chciałam dziś zaszaleć, w końcu to moje 17 urodziny, a moja banda na pewno nie pozwoli mi się dziś nudzić. Wciągnęłam na tyłek majtki, założyłam biustonosz i okryłam swoje ciało obszerną koszulką mojego przyjaciela. Wsunęłam nogi w kapcie w norweskie wzorki i zbiegłam na dół.
   - Ostrzegam, nie ogoliłam dzisiaj nóg.- oznajmiłam zaraz po zejściu do kuchni czym wywołałam śmiech reszty.
   - Nie bój się, nie odbierze ci to seksapilu.
   - Oj dziękuje Endi.- podeszłam do  niego i wgramoliłam mu się na kolana by go przytulić.
   - Soph, bo go za bardzo podniecisz.- szydził ze mnie Austin.
   - Odszczekaj to padalcu bo jeszcze dzisiaj odwiedzisz swojego ulubionego lekarza.
   Aus zbladł, a ja szczerzyłam się jak 5-latka. Kiedyś o coś się pokłóciliśmy i doszło między nami do bijatyki, i kto wygrał? No oczywiście ja! A dochodzi do tego, że Austin nie nawiedzi szpitali, lekarzy i wszystkiego co jest z tym związane. Mieliśmy z niego niezły ubaw, gdy lekarz powiedział, że mus mieć zszytą głowę. Jak tkoś wspomni coś o lakarzach, Aus zwiewa gdzie pieprz rośnie.
   - Dobra, chłopaki, ogar.- Billy wszedł między nas- Sophie, biorąc pod uwage, że to twoje urodziny- chłopcy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęli śpiewać, albo raczej wyć- co nasza jubilatka chce dziś robić.
   - Jakaś impra by nie zaszkodziła..
   - Niech zgadnę „for 2u” club?- zza drzwi wychylił się Ross.
   - Piona stary!- Rossik do mnie podszedł i przybiliśmy naszą pione.

   Jak on mnie dobrze zna. For 2u club był naszym ulubionym miejscem na imprezowanie. Barman nas znał i zawsze urządzaliśmy sobie wojnę, kto wypije więcej shotów. Ludzie lubili z nami przebywać, bo potrafiliśmy zapewnić rozrywkę. Podeszłam do szafki by wyciągnąć sobie tubek na herbatę, ale stała ona wysoko.
   - Świetnie wyglądasz Soph- krzyknął Billy, no tak by wziąć szklankę musiałam się trochę bo nią wyciągnąć, a koszulka podjechała mi do góry więc mój tyłek był widoczny dla wszystkich. Chłopcy się do mnie przyzwyczaili, ale to nie oznaczało, że nie lubili ze mnie żartować.- Czy jak kobieta ma czarną bieliznę to znaczy, że chce uprawiać seks?- spytał się, jak zawsze głupkowato Billy.
   - Zamknij mordę!- Wydarł się Ross, który trzymał w rękach stos naleśników, oblanych czekoladą z której układał się napis „Szczęśliwych 17 urodzin Soph” i z 17 świeczkami.
   - Awww to takie słodkie.- Podbiegłam do nich i zdmuchnęłam świeczki.
   - Pomyślałaś życzenie?
   - Nie wierze w takie rzeczy.- odpowiedziałam Endiemu i wszyscy zaczęliśmy konsumować posiłek zrobiony przez blondyna. Boże, ale to pycha! Lynch był genialnym kucharzem, zawsze on gotował bo reszta nie umie, a ja jestem leń.
Po posiłku chłopcy zniknęli na gurze, a ja zmywałam, czyli wsadziłam naczynia do zmywarki. Po chwili usłyszałam tupanie na schodach i ktoś zaczął mnie ciągnąć w stronę przestronnego i jasnego salonu, zostałam usadzona na fotelu, a cztery męskie sylwetki pochylały się nade mną. To nie wróży dobrze.
   - Soph, skarbie, nie znosisz prezentów i uważasz, że wszystkie są bezwartościowe, ale…- zaczął Austin, a jego miejsce zają Billy.
   - Ten jest specjalnie z myślą o tobie i mamy nadzieję, że nas za to nie zabijesz.- następny był Endi.
   - Zawsze mówiłaś, że chciałabyś się zemścić na tym fiucie Niallu, który cię zranił, więc..
   - Postanowiliśmy przybliżyć cię trochę do tego celu.- zakończył Ross i wręczył mi kopertę.
   Otworzyłam ją i ujrzałam bilet na samolot i kartkę z jakimś adresem.
   - Co to?- chciałam wiedzieć.
   - To jest bilet do Londynu na sobotę i adres One Direction.- rozdziawiłam buzię z zaskoczenia- Przygotuj się. Bo w sobotę spotkasz się z Niallem.

Hej, akcja powoli będzie się rozkręcać. Bardzo was proszę o komy bo nie pisałam rozdziału pięć minut,  trochę się nad nim napracowałam i chciałabym wiedzieć co o nim myślicie. Mam prośbę by osoby piszące z anonima się podpisywały.
Ps. Rozdział pojawi się dopiero w następną sobotę lub niedzielę bo wyjeżdżam do Zakopanego, buziaczki ~Als:*

2 komentarze:

  1. Kochanie dziekuję <3
    Przepraszam że nie przeczytałam wcześniej ale nie miałam jak :-)
    Rozdział jak zwykle boski kochana akcja się rozkręca boski już nie mogę się doczekać kolejnego ciekawe co się stanie jak się spotkają z Niallem :-)
    Kocham kocham i jeszcze raz kocham
    Pozdrawiam i życzę miłego odpoczynku
    Wracaj szybko z nowym rozdziałem i z masa pomysłów:-*
    Kocham i pozdrawiam <333

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieźle się uśmiałam, co rozdział to lepszy. Uwielbiam twój styl, prosze pisz dalej, twoje opowiadanie poprawia humor. Czekam na kolejną porcję zajebistości. Pozdrowionka- K <3

    OdpowiedzUsuń