wtorek, 19 lipca 2016

Kochani, dziękuję wszystkim za cierpliwość.
Wiem, że pisałam, że się poprawie, ale ostatnio sporo się wydarzyło w moim życiu. Nie jestem już tą samą osobą. Postaram się coś wrzucać, ale nie wiem kiedy to nastąpi. Przechodzę ciężkie chwile i nie zapowiada się by miało być lepiej. Przepraszam was i dziękuję, że byliście.
Do zobaczenia ~ Als

piątek, 13 maja 2016

Hej miśki!
Wiem, że już długo się nie odzywałam, ale mam zamiar się poprawić i ruszyć moje grube leniwe dupsko.
A tak serio, miałam ostatnio sporo problemów i nieprzyjemnych ekscesów (jakbyście chcieli się dowiedzieć więcej, przypominam, że jest opcja zadawanie pytań mi i moim bohaterom).
Do końca pozostały nam ok3 rozdziały a potem tampararam 2 część!
Mam jeszcze w planach założyć 2 bloga!
Niedługo pojawi się u mnie na profilu oraz prolog tutaj.
Planuje też założyć blog o sobie, będziecie mieli szanse poznać moje zdanie na dowolny temat i inne pierdoły pokaże wam się bardzie prywatnie i na luzie, mam nadzieję że wam się spodoba.
Obiecuję, że Sophie dokończy swoją historię.
Kocham was i mam nadzieję, że was dużo nie ubędzie.
Kisses - A

środa, 10 lutego 2016

Rozdział 30

Rozdział 30

Przeglądałam ostatnio swoje rozdziały i natrafiłam w rozdziale 23, że obiecałam, że następny rozdział będzie zadedykowany Julii Kalinowskiej, niestety zapomniałam i chce się zrehabilitować, mam nadzieję, że nadal czytasz i nie sprawiłam ci dużej przykrości, przepraszam, więc teraz...
Dedyk dla Julii Kalinowskiej:**

Życie? Raczej wyboista droga donikąd

    Szczerze? Nie liczyła na to, że się pojawi. Czułam się okropnie, z tym jak go potraktowałam, kiedy on chciał mnie chronić. Na swój pokręcony sposób, ale chciał. Jest moim ojcem, kimś kto zawsze mnie wspierał, gdy byłam dzieckiem, był moim prawdziwy bohaterem. Czułam się z nim naprawdę bezpiecznie, aż zapomniałam jakie to uczucie. Tak dawno to uczucie było bliskie, podczas gdy teraz, przyzwyczaiłam się do straty. brak emocji, uczuć. To było coś do czego dążyłam. Tylko nieliczni poznawali prawdziwą mnie, słabą i nieśmiałą. W końcu jak długo można udawać kogoś innego? Silniejszą wersje siebie. To kosztuje. Niszczy od środka. Raz, czujesz, jak wszystko po tobie spływa, myślisz, że nie ma rzeczy niemożliwych, że przetrwasz, mimo wszystko. Obiecujesz sobie trzymać serce w ryzach, widzisz oczami wyobraźni mur, otaczający twoje serce, mięśnie się rozluźniają, ale mimo wszystko są napięte. Natomiast, utrzymanie takiej pozy wymaga wiele wysiłków, są to wręcz niedostrzegalne elementy, które często nam umykają, ale jednocześnie są kluczem do całej układanki.
  
     Słyszałam o sobie wiele epitetów, zimna, suka, bezuczuciowa, zdzira, niebezpieczna, gangsterka, nie przejmująca się niczym i nikim. Schlebiało mi to. Pokazywało jak łatwo jest oszukać innych, manipulować. Kłamstwo może stać się bombą, o czasie wybuchu decydujesz ty.
   
    No cóż mogę powiedzieć, nauczyłam się wynagradzać ból, bólem. Chociaż, nie przeżyłam tego sama. Ja się poddałam, nie byłam wystarczająco silna, brakowało mi siły, odwagi, a patrząc w przyszłość widziałam ciemność. Cięcie się było moją odskocznią, patrząc na krew, która spływała po moich nadgarstkach, nogach uspokajałam się, skupiałam się na tej chwili, która jest teraz, to było moją jedyną szansą by choć na chwili uwolnić się od mroku, który zadomowił się w moim życiu. Może i jest to głupie, słabe i nie wiem co jeszcze, ale było warto. To był mój przycisk stop, który działał na moją korzyć. Chwila  bez lęku, bez ciągłego poczucia beznadziei, bez łez, bólu i uczuciu osamotnienia, które towarzyszyło mi przez dłuższą część życia, była chwilą ulgi.
   
    We wszystkich filmach, opowiadaniach czy książkach główna bohaterka ma swoją garstkę znajomych, którzy są dla niej wszystkim, powstrzymują ją przed przysłowiowym "upadkiem", no ale ja tego nie miałam. Jednak, mój stan psychiczny doprowadził mnie właśnie do mich przyjaciół. Prawdziwych, nie na pokaz. Którzy mnie akceptowali taką, jaką jestem. Pomagali mi we wszystkim, zawsze byli gotowi wysłuchać moich problemów, nie ważne czy było to coś wielkiego, małego, czy coś co ich zrani. Byli zawsze dla mnie ostoją, wysłuchali i nie zamykali tematu od razu słowami, "nie myśl o tym", "zapomnij" czy "przestań, bo mnie wprowadzasz w stan depresyjny". Dochodzili do źródła problemu ii starali się zmienić mój punkt widzenia, chcieli wiedzieć co wywołało daną reakcję by w razie wypadku ją powstrzymać.
    Są dla mnie wszystkim. Chłopcy zawsze powtarzali: "nikt, nie jest wart twych łez, a ten kto jest ich wart, nigdy nie doprowadzi cię do płaczu".  Myślałam, że to jest jakiś żart, bo przecież są kłótnie itp. i to jest nieuniknione, a jednak się myliłam.  Płakałam przy nich, ale jeszcze nigdy nie z ich powodu, chyba, że ze śmiechu. To że, los mi ich dał jest zapłatą za wszystko co przeżyłam. Losie, jesteśmy kwita.
    Ale nie można tylko brać, zawsze myślałam, że jestem im coś winna, nie mogłam się tego pozbyć, choć chłopcy zaklinali, że moja obecność jest dla nich wystarczającą nagrodą. Ale teraz mam szanse pokazać komuś wiernemu memu sercu, że nie tylko on musi mi coś udowadniać.
    - Sophie?
    Odwróciłam się, przede mną stał mój ojciec. Jak zawsze dumny, wysoki i elegancki, nawet w zwykłych dżinsach i szarej koszuli w serek. Można by powiedzieć, że uchodzi za "tego złego" gdyby nie uśmiech i to szczere spojrzenie. Łudziłam się, że spotkałam się z nim jedynie w interesie Rossa, ale jego wzrok i czuły uśmiech uświadomiły mi, że chciałam jeszcze raz go posłuchać, teraz gdy Ni jest bezpieczny, mogę to zrobić na spokojnie, nie rozpraszając się.
    - Cześć tato, nie byłam pewna czy przyjdziesz.- przyznałam nieśmiało gdy razem usiedliśmy.
    - Kochanie, pamiętaj, ze jesteś dla mnie najważniejsza, cokolwiek byś zrobiła, to nigdy nie zmieni moich uczuć. Już raz cię zawiodłem, nie mam zamiaru tego powtarzać.
    - Nie wiem co myśleć. Mama mówiła, że ...
    - Twoja matka była podstępną intrygantką, która wyłączała uczucia, o ile kiedyś je miała.- westchnął - Nie wiem, co w naszym małżeństwie było na pokaz, a co prawdą- złapałam jego dłoń i posłałam mu ciepły uśmiech, miałam nadzieję, że może doda mu to otuchy, mi dodało. - Chce tylko byś wiedziała, że nie jestem taki jak twoja matka.
    Widziałam w jego oczach ile go kosztowało, w ogóle wypowiedzenie takich słów na głos, w końcu wydawało mu się, ze porównuje go do kobiety, która zmarnowała mi życie dla zabawy i chciała zabić tatę. Nie chciałam by tak pomyślał, chciałam zaprzeczyć, ale nie dopuścił mnie do głosu.
    - Twoja matka, oczekiwała od ciebie posłuszeństwa i perfekcji, ja pragnąłem jedynie uśmiechu. Zawsze potrafiłem wiedzieć co czujesz, twoje oczy były odpowiedzią dla mnie na każde pytanie o twoje uczucia. Twój uśmiech, potrafił wyprowadzić nie jednego z dołka, a łzy... Boże, gdybyś wiedziała co czuje patrząc na twoje łzy. To okropne uczucie dla rodzica, widzieć swe dziecko, które płacze,  tym bardziej gdy płacze przez coś na co nie masz wpływu i nie wiesz jak te łzy przepędzić. Twoje emocje byłe wybuchowe, łagodne, nagłe, zmieniały się jak w kalejdoskopie, a jednak były piękne, każda twa emocja była skarbem, gdyż każdy uśmiech, każda łza przybliżała cię do osoby, którą jesteś teraz, to kreowało twój charakter, który jest kluczową cząstką  każdego z nas. Ale teraz, patrzę na ciebie i nie wiem co czujesz. Nauczyłaś się wyłączać uczucia, przepraszam, nigdy nie chciałem by do tego doszło. Nigdy nie chciałem pozwolić by życie wyłączało w tobie tak piękny dar, ani nie dawało powodów byś je wyłączała.
    - Tato, to nie twoja wina, po prostu ...tak wyszło, proszę nie drążmy tego.- temat uczuć, jest tematem, którego nigdy nie lubiłam poruszać, nawet jeśli sprawiło mu to przykrość, po prostu nie mogę.
    - No dobrze, heh, nie chce byś czuła się ze mną nieswojo. Chciałaś ze mną jeszcze o czymś porozmawiać? Bo wydaje mi się, że nie przyszłaś tylko z powodu pogadania ze staruszkiem.- dobry jest.
    - Masz rację, chodzi o Rossa.
    - Tego blondyna i resztę chłopców? Mów czego potrzebujesz, jestem ich dłużnikiem, uratowali cię- powiedział już trochę ciszej. Podejrzane. Wyczuwam drugie dno.
    - O co chodzi?
    - Aj, najpierw ty powiedz. - Postanowiłam, że nie będę się rozpraszać i jak powiem o Rossie, dojdziemy o co chodziło.
    - Więc... Masz władzę, pieniądze, dojścia, potrzebuje pomocy by sprawdzić rodzinę Rossa. A właściwie jego siostrę.
    - Kontynuuj- powiedział z myślicielską miną i podrapał się w brodę. Zawsze tak robił gdy się skupiał. Jednak nawyki się nie zmieniają.
    - Ross wyniósł się od rodziców, nie tylko dlatego, że mieli go w dupie. Wyniósł się bo się bał. Jego rodzice, również są na potężnych stanowiskach, mają władzę, pieniądze i nie lubią gdy coś ich rozprasza. Ross, któregoś dnia gdy wrócił ze szkoły, znalazł siostrę martwą, w swoim pokoju z poderżniętymi żyłami, strasznie to nim wstrząsnęło, ale jego rodzice nic, kompletnie. Ross myśli, że by tego nie zrobiła, byli bardzo zżyci, nigdy nie rozmawiali na temat śmierci, a nawet jeśli, to nawet nie zostawiła listu, Mimo, ze była młodsza od Rossa, nie robiła nic bez niego, za jego plecami i jest pewien, że zostawiłaby chociaż list. Ross myśli, że...
    - To jego rodzice ją zabili i zatuszowali to, jakby to miało być samobójstwo.- Dokończył ojciec. Przytaknęłam.
    - Dokładnie, chyba tylko ja to wiem.- Ross mi to powiedział, bo twierdził, że przypominam mu Rydel *. Mówił, ze jesteśmy bardzo podobne i nie chciał przeżywać po raz kolejny straty. Tak naprawdę, od tej historii, już nie myślałam o samobójstwie. Ross ma nawet za żebrach wytatuowane jej imię. Stwierdził, że była zbyt niesamowita, by kiedyś o niej zapomnieć.- Ross zasługuje na szczęście, a Rydel , zasługuje na spokój. Chce By Ross wiedział, czy jego podejrzenia są słuszne.- chce jeszcze jakoś w ten sposób, podziękować Rydel, w końcu to dzięki niej jeszcze tu jestem. 
    - Dobrze, nie ma sprawy dowiem się tego.
    Wstawał już, ale przytrzymałam jego rękę i go powstrzymałam. Wiedział o co mi chodzi, chciałam wiedzieć, o co chodzi z tym, że chłopcy mnie uratowali, w końcu nie wiedział o mojej próbie samobójczej. Nie robiłby z tego w końcu takiej tajemnicy, prawda?
***
*rozmowa telefoniczna*
    - Halo?
    - Louis?- wychlipiałam.
    - Sophie? Ty płaczesz? Co się stało?
 
    - Proszę cię przyjedź po mnie. Chłopaki nie odbierają, nie wiem do kogo mogę się zwrócić. Potrzebuje cię.
    - Jasne, już jadę, podaj tylko adres.
 ***
Gdybym wiedziała, do czego to doprowadzi...
 ***
    Droga minęła nam w ciszy, jeśli liczy się w to pytania Lou co się stało i mój płacz.
Gdy dotarliśmy do domu, nie miałam nawet siły wstać, Louis wziął mnie na ręce i postawił w salonie. Nie kontaktowałam wtedy, byłam zbyt wstrząśnięta, tym co powiedział mi ojciec. Nawet się nie zorientowałam, kiedy chłopak zdjął mój żakiet, czułam się niezręcznie, tak przed nim stać. Gdyż bez żakietu, nie byłam zbyt dobrze okryta. Biorąc pod uwagę mój crop top, z dość pokaźnym, ponętnym wcięciem w piersiach, bez ramiączek i podarte jeansy.
    - To może ja się przebiorę.- wydukałam niezręcznie, kiedy się odwróciłam i chciałam odejść, Louis stanowczo mnie do siebie przyciągnął. Nie podoba mi się ten obrót spraw.
    - Gdzie uciekasz?- wymruczał przygryzając jego płatek- Jesteś taka seksowna. - schodził pocałunkami na szyję. Nie podobało mi się to.
    - Przestań.- chciałam go odepchnąć, ale nie miałam wystarczająco dużo siły, bo on ani drgnął.
    - Od kiedy się z ciebie zrobiła taka cnotka. Tylko się zabawimy.
    Louis mnie pocałował, a ja poczułam jak zaczyna się o mnie ocierać swoją męskością, która niebezpiecznie szybko rosła.
    - Louis, nie!
    - Dlaczego?!- również zaczął krzyczeć.
    - Ja kocham Nialla.
    - No i? To ci nie przeszkadzało pieprzyć się z bandą napalonych facetów.- nie wierze, że to powiedział.
    - Louis! Ja zostałam zgwałcona.
    - A tam zgwałcona. Jeden seks w te czy wewte. Co ci zależy? W końcu każdy kończy się tak samo. Spełnieniem obu stron.
    - Chyba cię pogięło.- znowu chciałam odejść, ale znowu mi na to nie pozwolił.
    - Oj Soph, jestem lepszy od Nialla- Zbliżył się do mnie i wyszeptał mi od ucha- Oj no dawaj. Obiecuję, że będzie przyjemnie. Ty. Ja. i mój kutas poruszający się w tobie bez przerwy.
    - Zwariowałeś! I co jeszcze?! (mam nadzieję, że wiecie iż to sarkazm XD)
    - Napcham w ciebie tyle słodkiego mleczka, że aż ci pocieknie uszami.
    - Popierdoliło cię?!- naprawdę mu odpierdala.
    - Oj nawet nie wiesz, jakie to będzie pierdolenie.- posmyrał mnie po ramieniu.
    - Nie zbliżaj się do mnie! Nikt ci na to nie pozwoli.
    - Cóż i tu masz rację. Jednak mam dla ciebie podniecające wieści. Chłopców nie ma. Jesteśmy sami. W tym wielkim domu. Dźwiękoszczelnym domu.
 
 
* Ross ma naprawdę siostrę Rydel, starszą o 2 lata, tyle, ze u mnie jest ona właśnie o te 2 lata młodsza, i nie ma więcej rodzeństwa:)
O rany, to chyba mój najgorszy rozdział. Przepraszam  za nieobecność, ale nie miałam czasu i nie miałam dostępu za bardzo do netu wiec, rozdział dopiero teraz. Piszcie, co myślicie
10 kom = next
Czekam też na pytania do bohaterów:*


wtorek, 9 lutego 2016

Pytania

Uwaga!

Pytania o bohaterów

Pod tym postem i pod następnymi możecie umieszczać swoje pytania do dowolnych bohaterów bloga, liczba pytać jest nieograniczona, możecie zadawać pytania jakie chcecie i ile chcecie:)
Pamiętajcie, kto pyta nie błądzi, jeśli chcecie o coś spytać również mnie, chętnie odpowiem:*
 
Ps: Rozdział 30 jeszcze dzisiaj, najprawdopodobniej wieczorem;)
 
 

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział 29

Rozdział 29

Bariery

    Chłopcy rzucali spojrzenia to na mnie, to na blondyna. Ja byłam nadal pochłonięta jego oczami i błogim uśmiechem, na idealnej twarzy. Wydawało mi się, że oboje patrzyliśmy na siebie jakby to był ostatni raz, albo jak byśmy uczyli się naszych rys na pamięć.
    Usłyszałam jak Harry woła lekarza, ale nie chciałam tego. Nie chciałam przerywać tej chwili, może to jednak coś znaczy? Że nie pamięta chłopców, jednak pamięta mnie jako Sophie, swoją Sophie.
    - Co się stało?- spytał zdenerwowany lekarza Niall'a, pewnie podejrzewał, że coś się stało poważnego. Każdy z nas był podrasowany adrenaliną i towarzyszącym temu emocją.
    - On, on mnie pamięta.- wychrypiałam, nawet na chwilę nie odwracając wzroku od Ni, ani nie puszczając jego ręki. jego kciuk zataczał delikatne kółka na mojej ręce.

    Może zabrzmi to strasznie słabo i oklepanie, ale warto było. Dla tej chwili i tego spojrzenia. To jak teraz na mnie patrzył, było nie do opisania, jakby wszystko zniknęło, a te ciemne chwile, powoli znikały, wypełniając lukę w moim sercu, zrozumiałam, że od dawna pragnęłam by ktoś tak na mnie patrzył. Czułam, że to wszystko, jednak nie poszło na marne.
    Ludzie często mówią, że dla miłości można zrobić wszystko, ledwie kilka tygodni temu, kpiłam z tego. Miłość, była dla mnie wyjątkowo nieprzewidywalnym uczuciem, a w mojej głowie, wyznaczyłam bariery, uczucia, były dla mnie słabością. Miałam dosyć łez, które każdego wieczoru plamiły mi policzki. Czasami też za dnia, gdy puszczały owe bariery. Często wydawało mi się, że mam na sobie więcej łez, niż makijażu, który miał za zadanie ukryć moje prawdziwe uczucia, niedoskonałości i nieprzespane noce, które były wypełnione smutkiem, żalem, upokorzeniem i osamotnieniem. Nie wiem, co bym zrobiła bez chłopaków. Tak naprawdę, to oni powstrzymywali mnie przed każdym upadkiem i nie pozwalali zostać w tyle. Nie znałam ich od zawsze, ale jeśli pomyśle, że są ludzie, którym w ogóle nie było dane ich poznać, jest mi ich żal. Dla nas życie pozostawało walką, ale dla niektórych było pewnego rodzaju filmem. każdy człowiek traktował to jako grę, a każdy aktor chce grać w filmie główną rolę, tak było i z ludźmi, z którymi często mieliśmy styczność. Nie chcieli dopuścić do siebie myśli że brakuje im blasku i robili wszystko by w niego uwierzyć. Takie osobniki często pozostawiali po sobie rany, które są wręcz niemożliwe do zignorowania. A by iść dalej przez życie trzeba uzdrowić rany z walk, które stoczyliśmy w przeszłości. Ale czas nauczył mnie dwóch rzeczy, by odróżnić z jakim rodzajem bólu się zmagamy. 
    Gdy boli, można wrócić do gry, a gdy ból zamienia się w ranę... cóż, to trudniejsza sprawa. Rany może uzdrowić tylko ten kto je zadał. W życiu mamy dwie opcję, uzdrowić ją, lub zabliźnić wystarczająco mocno, by nigdy się nie otwarła. Moja rana, właśnie została uzdrowiona.
    - To niesamowite.- stwierdził lekarz- Mówiłeś, że nie pamiętasz swoich przyjaciół, tego, że jesteś w zespole, nie byłeś pewien, nawet tego jak się nazywasz, a jednak pamiętasz tą dziewczynę. Nie rozumiem.- twarz mężczyzny wyrażała zaciekawienie, zmarszczki, które zdobiły jego twarz, sprawiały, że wydawał się miły, czego nie można powiedzieć o wszystkich lekarzach, wierzcie mi.
    Pomijając to, odwróciłam się do chłopaka, a jego spojrzenie od razu padło na mnie, powiem szczerze, sama byłam ciekawa odpowiedzi.
    - Nie mogę panu tego wyjaśnić, wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale wiem, że ona jest dla mnie wszystkim. Gdy na nią patrzę, wszystko zamiera, jestem w stanie patrzeć tylko na nią i wiem, że to najpiękniejszy widok, jaki mogę sobie wyobrazić. Pamiętam każdy jej uśmiech, spojrzenie oczu, i moją reakcję, gdy jej piękne, prawie że niemożliwie boskie spojrzenie ląduje na mnie. Każdą jej łzę, za którą gotów byłbym zabić. Ona... jest najwspanialszą rzeczą w moim życiu i najcudowniejszą istotą na ziemi, kocham ją.
(spójrzcie na jej oczy.
ten wzrok, mówi sam za siebie)

    Gdy te słowa wypuszczały jego usta, jego spojrzenie cały czas było utkwione w moich oczach, Widziałam w nich pewność i miłość, której od zawsze pragnęłam, a jego słowa były wypowiedziane takim tonem, jakby chciał by w każdej literce były uczucia, które chciał mi pokazać. Udało mu się. Puls Nialla znacznie przyspieszył, lekarz zaśmiał się na tą reakcję.
    - No, widzę, że ktoś tu się trochę podniecił- spojrzał ukradkiem na blondyna, który się zarumienił, to takie słodkie- Muszę powiedzieć, że świetnie trafiłeś, nawet nie wiesz jaką twoja dziewczyna urządziła scenę, żeby do ciebie przyjść. Ale teraz muszę was wyprosić, podejrzewam, że jeszcze chwila, a pacjent wykituje z tej miłości.- spaliłam buraka, na całą jego wypowiedź, ale to że nazwał mnie dziewczyną Nialla, wywołało malutki, pełen uczuć uśmiech na mojej twarzy.
    Pożegnałam blondyna buziakiem w policzek i wszyscy opuściliśmy pomieszczenie. 
    - Czekamy na dole- wyszeptał do mnie Ross, gdy powiedziałam, że muszę iść jeszcze do toalety i pocałował w czubek głowy. - Cieszę się, że jesteś szczęśliwa, zasługujesz na to, po tym co przeszłaś..-  posłała mi uśmiech, który nie jedną dziewczynę, jest w stanie pozbawić bielizny i opuścił pomieszczenie.
    Kochałam go, traktował mnie jak swoją siostrę, co przypomniało mi o czymś, czym mam zamiar się zająć.
    - Ty też zasługujesz na szczęście- wyszeptałam i wyciągnęłam telefon wcześniej wybierając odpowiedni numer, po niecałych pięciu sekundach miałam sygnał.
    - Tata?

Przepraszam, że tyle mnie nie było, choć obiecałam być. Dzisiejszy wieczór, wywołał dość dużo uczuć, które wolałam przelać na papier, niż się z nimi skonfrontować. Co myślicie o rozdziale? Jak myślicie, czemu, Soph dzwoniła do ojca? Jeśli dam radę następny rozdział w przeciągu  tego tygodnia.
Dziękuje tym co nadal czekają, czytają i komentuję, nawet nie wiecie, jak mi pomagacie.
Kocham was ~ Als


piątek, 1 stycznia 2016

Powiadomienie

Witam moi kochani.
Nie myślcie, że o was zapomniałam, widziałam wasze komentarze i dziękuję.
Niepokoi mnie, że ze względu na moją przerwę straciłam znaczną ilość czytelników, ale mam nadzieję, że to nieprawda.
Rozdział jest prawie skończony i niebawem się pojawi.
Proszę was by ten kto przeczytał skomentował rozdział, gdyż chciałabym się dowiedzieć co myślicie i ile osób jeszcze to czyta.
Szczęśliwego nowego roku kochani, mam nadzieję, że będzie lepszy od poprzedniego:***


piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 28

Nessa dziękuję ci bardzo za motywacje:) Ten rozdział jest dla ciebie, mam nadzieję, że ci się spodoba

Rozdział 28

Uwaga! Nieoczekiwany zwrot akcji

    - Panie władzooo, panie władzoooooo... - jojczyłam przez całą droge, czyli w sumie kilka sekund, ale widząc mine owego policjanta ciągnęło mu to się godzinami. Poza tym, jak to w dzieciństwie mówiła, droga memu sercu mamunia, mam ponad dźwiękowy głos.
    - Paaaaaanie władzo, ale to naprawde nieporozumienie. Niech pan spyta kogo se chce. Ostatnio byłam w "Życiu Hollywood", znam chłopaków.
     No tak, tak jakoś nie było okazji powiedzieć, że na moją cześć zwołali wywiad, to było zabawne jak chłopcy nie chcieli pomieszać za bardzo faktów. No bo Harry, ma tylko jedną siostrę, i to nie ja nią jestem, ale cóż... Pif paf, stało się. Harry ma najlepszą przyjaciółkę, z którą jest tak blisko, że zaczął mówić na mnie siostra, a ja że się stęskniłam to przyjechałam. Nie ma co. W sumie, nie okłamaliśmy nikogo, ta sama historia, tylko nie ten przystojniak o jakiego chodziło.
    - Tak, tak. Wiesz mała ile w życiu słuchałem takich bajeczek? Miliard, zawsze nie ty, ktoś inny. Zaro szczerości w was. Troche poszanowania.
    Zrobiłam grymas, co za pacan, do tego drewnianego łba nawet sensowne argumenty nie docierają. Westchnęłam, ja tu śpiesze ukochanemu na ratunek, helo! Julce to w życiu by takiej akcji nie wykręcili. Ja mam poszanowanie do siebie, nawet za bardzo, najwidoczniej on ma jakieś ubutki.
Rozglądałam się po korytarzu, dostrzegłam automat z kawa i czekoladą, ile ja bym dała za karmelowe latte. Harry to szczęściarz.  Łoł, łoł, łoł, oczy, wtył zwrot. Harry kupuje sobie coś w automacie! Mój pieprzony wybawca.
-Harry? Harry?!?! Harry!!!
Zaczęłam się drzeć jak opętana, kilka ochroniarzy się odwróciło, a ci co szli za mną chwycili mnie dodatkowo za ramiona, byl nie miała szansy uciec.
- Puszczać mnie zboczeńcy, wypierdalać ode mnie.- Zaczęłam się wyrywać, mormalnie się zachowywałam jakbym uciekła z psychiatryka. Zaraz skołują pewnie kaftan bezpieczeństwa.- Harry, błagam cię, pomórz mi.- załkałam już tym wszystkim zmęczona.
    Harry do mnie podbiegł, a ja czując nagły przypływ siły wyrwałam się i wpadłam Haroldowi w ramiona. Jego silne ramiona oplotły moją wychudzoną sylwetkę i ukrył głowę w moich włosach.

    Słowa nie były nam potrzebne, wystarczyła nam swoja obecność. Z pod moich powiek zaczęły wypływać łzy, tak bardzo się cieszyłam, że tu był. Był jedną z tych niewielu osób, które umiały sprawić, że puszczały mi wszystkie hamulce, a moje ciało automatycznie się rozluźnia, jakby jedynie ich wygląd włączał czujnik z napisem "bezpieczeństwo".
    Za to on przytulił mnie do siebie jeszcze bardziej, odnosiłam wrażenie, jakby chciał mnie ukryć przed tym całym szalonym światem. Swoim jednym ruchem dał mi znać, że bardzo się o nie martwił i nie da mnie już skrzywdzić.
    Ochroniarze chyba odnieśli wrażenie, że nie są już dłużej potrzebni i ulotnili się. I prawidłowo. Uśmiechnęłam się przez łzy. Ale w mojej głowie pojawiła się kolejna myśl.
    Odsunęłam Harolda delikatnym, acz stanowczym ruchem.
    - Gdzie jest Niall?
    Ale te słowa sprawiły, że oczy Harrego pokryły się dodatkową warstwą smutku.
    Nie! Nie, nie, nie, nie.... dopiero go odzyskałam.
    Harry widząc moja minę, pokręcił głową jak oparzony.
    - Nie, Soph, Niall żyje, tylko nie w tej postaci jakbyś chciała...
    - A co to znaczy?-  głos mi się załamał.
    - Sophie...- dramatyczne westchnienie.
    - Nie pogrywaj ze mną, mów co z nim.- wysyczałam ostatnią sylabę i dźgnęłam Harrego w pierś. Nigdy nie lubiłam okazywać uczuć. Swój smutek maskowałam złością i bezczelnością. W takim stanie lepiej mnie nie drażnić.
    - Niall ma amnezję, nie pamięta nikogo z nas.
    - Co? Nie, nie, kurwa, nie, to niemożliwe, o jakiś żart, nie po tym wszystkim. Gdzie leży?- spytałam jak w transie.
    - Co ty chcesz...?
    - Powiedz mi tą pierdoloną liczbę!
    - 202. Ale co ty chcesz? 
    Ale już go nie słuchałam. Szczerze? wtedy nie myślałam. Myślałam tylko o Niall'u, o moim Niall'u. To nie może być prawda, to jakiś koszmarny żart. Nie może być tak, że człowiek poświęca ból i łzy za coś bezsensownego.
    Ujrzałam salę, chciałam się zatrzymać, ale nogi same mnie tam powiodły. Kątem oka zobaczyłam chłopaków i ich zdekoncentrowane miny na mój widok, ale to nie to się teraz liczyło. Ujrzałam Niall'a. Odcień jego skóry był tak, zbliżony do koloru pościeli, że aż nie do odróżnienia. jedyne co się najbardziej odznaczało to jego głębokie i niebieskie, jak ocean oczy. Wystarczyło, że na nie spojrzałam i upadłam na kolana nie zważając na piekący ból ran.
    - Nie, Niall, Niall...- powtarzałam jego imię jak w amoku, co chwilę wybuchając coraz to większą salwą płaczu.
    - Sophie, czemu płaczesz?- usłyszałam tak ukochany głos.
   - Bo mnie nie pa...- nagle coś we mnie uderzyło. Jak siarczysty policzek i kubeł zimnej wody- Co ty powiedziałeś?
    - Czemu płaczesz?.- po głosie Nialla podejrzewałam, że nie miał pojęcia o co mi chodzi.
   - Pełnym zdaniem.- podniosłam się z kolan i podeszłam jak najszybciej do jego łóżka. Nadziejo, wzywam cię do siebie!
    - Czemu płaczesz Sophie.- na dźwięk swego imienia stężałam.
   - Ty mnie pamiętasz? - powiedziałam bez tchu. Rozejrzałam się po twarzach reszty zespołu. Malował się na nich taki sam szok, jaki odczuwałam w sercu.
   - Jak mógłbym nie pamiętać? - zaśmiał się i chwycił mnie za rękę.- Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.
Nic już nie miało znaczenia. Pamięta mnie, kurwa pamięta mnie.
***
Bardzo, ale to bardzo was przepraszam, wiem że mnie dużo nie było, po prostu miałam sporo własnych problemów, a problemy Soph to byłoby już za dużo.  Zastanawiałam się nad zawieszeniem historii Sophie, ale chybaby mnie za to zabiła:)
Więc wracam, miejmy nadzieję, na stałe:)
5 kom = next
Kocham was i dziękuję, że nadal jesteście